Rejon:
Słowenia, Alpy Julijskie, Poloska Jama
Termin:
04.02.1984 do 21.02.1984
Uczestnicy:
Andrzej Babijew
Tadeusz Kolany
Zbigniew Kurpios
Jerzy Matyjasz
Zbigniew Samborski – kierownik
Działalność:
Jugosławia 84
Kolejna wyprawa do Poloskiej Jamy
Po dużych odkryciach wyprawy Kazia Buchmana w Poloskiej Jamie chcieliśmy dalej wydłużać tę jaskinię. Jesienią 83 powstał projekt zorganizowania nowej imprezy. Stary, buchmanowski skład reprezentowali Tadek Kolany i Zbyszek Kurpios. Do nowej generacji pogromców Poloskiej należeli Zbyszek Samborski, jednocześnie kierownik wyjazdu oraz Andrzej Babijew i Jurek Matyjasz.
Wykorzystując ferie lutowe wyruszyliśmy z Polski samochodem VW-bus. Wspaniały ten pojazd przeszedł intensywne odrdzewianie i smarowanie, tuż przed naszym wyjazdem. Czarna maź wychodziła mu bokami, nie tylko w przenośni ale i dosłownie. Podczas jazdy zapewnioną temperaturę otoczenia. Ogrzewanie nie działało, a przez wciskał się wiatr. Wciśnięci między bębny, plecaki i inne pakunki w śpiworach i kurtkach puchowych dojechaliśmy wreszcie do Tolmina.
Tu przeżyliśmy chwile zwątpienia. Okazało się że milicja jugosłowiańska żąda zezwolenia władz federacji Słowenii na nasz pobyt w jaskini. Nawet grotołazi z Tolmina byli zdziwieni. Poszły w ruch telefony i pióra. Zezwolenie uzyskaliśmy, ale czas straciliśmy. W grę wchodził już tylko 4-5 dniowy biwak eksploracyjny.
Droga na Polog nie była nawet zbyt mocno oblodzona. Mimo to niektóre odcinki woleliśmy przejść, zostawiając Andrzejowi przyjemność pokonania ich samochodem. Wielkie przepakowywanie, upychanie, rezygnowanie z wielu, zdawałoby się niezbędnych rzeczy i mimo to na każdego wypadały po 2 lub 3 szpeje.
Biwak postanowiliśmy założyć wzorem wyprawy Buchmana w Divnej Dvoranie. Dojście tam zajęło nam blisko 10 godzin. Na nic zdała się znajomość jaskini przez Tadka i Zbyszka.
Dziwna Sala to komora, której wymiary liczy się w dziesiątkach metrów. Strop stanowi jedna, wielka, płaska płyta. Spąg pokrywają olbrzymie wanty. Na naturalnej półce urządziliśmy sypialnię, między wantami kuchnię i jadalnię, a toalety w małym ustronnym korytarzyku.
Działając na zmianę dwójką i trójką jeszcze raz przepatrywaliśmy wszystkie załomy i rozwidlenia korytarzy. Wspinaliśmy się do okienek, rozkuwaliśmy zaciski, rozbieraliśmy zawaliska i nic. Spenetrowaliśmy dokładnie ciągi do Lublanskiego Syfonu, do Lofotów, do Tichej Dvorany i Polskich Partii. Niestety tym razem się nie udało. Być może nie mieliśmy szczęścia, a może nie tam należało szukać. Poloska Jama ma ponad 11 km długości, wiele jej odcinków to „ser”, w którym można się długo błąkać. Czy kryje jeszcze swoje tajemnice?
Powrót był znacznie przyjemniejszy, krótszy i lżejszy. Z mokrego zimna wyszliśmy na such mróz. Przytrzymując się samochodu aby nie upaść, głośno twierdząc że asekurujemy go przed ześliźnięciem w przepaść, dotarliśmy do Tolmina. Tu pożegnaliśmy naszych nowych, uczynnych przyjaciół i zapowiedzieliśmy następne przyjazdy.
Jerzy Matyjasz
Wrocław, 1986.12.09
Artykuł napisany w połowie lat osiemdziesiątych do „Korkociągu” który nigdy się nie ukazał.