2007, Speleoklub Aven Sosnowiec, Albania

Rejon: Albania,  dolina rzeki Valbona w okolicy wioski Rrogam. Masyw Maja e Briezit, plateau Gerlatta e Briezit

 

Termin: 5 września do 20 września 2007 r

 

Uczestnicy:

Mariusz POLOK, kierownik -AVEN  Sosnowiec

Krzysztof KUCZAK – AVEN  Sosnowiec

Magdalena SŁUPIŃSKA – KW Warszawa

Agnieszka STASZEWICZ niezrzeszona

Witold STUDZIŃSKI  – AVEN  Sosnowiec

Aneta WĘCŁAWEK – AVEN  Sosnowiec

Zbigniew WIŚNIEWSKI – AVEN  Sosnowiec

Jerzy ZYGMUNT – Speleoklub Częstochowa

 

Pierwsza wyprawa klubowa w rejon doliny rzeki Valbony. Rozpoczęcie działalności na pateau pod Maja Briaset. Wyeksplorowanie  12 niewielkich jaskiń.

wspomina Mariusz Polok

Albania-Valbona 2007

Środa 05-09-2007

Samochód podstawia się o godz. 15 na naszej wsi, ładujemy z Magdą dobytek i jesteśmy gotowi do drogi. O 20, 25 podstawiamy się pod klub w Sosnowcu. Część załogi jest w kompletnym amoku roboczym, więc wyjazd jest lekko opóźniony. Ok. 22,00 zamykamy drzwi klubu i zaczynamy nasza przygodę. Kierowca Piotrek jest bardzo młody (18 lat), ale niebywale ambitny. Więc jakoś to będzie.

Czwartek 06-09-2007

Cały dzień upływa nam na podróży, tak zaplanowaliśmy i realizujemy, co jakiś czas zmiana za kierownicą (ja zmieniam Piotrka) i do przodu. Ok. 19.00 jesteśmy w Podgoricy po pokonaniu pięknej widokowo, ale odcinkami stresującej drogi z Nowego Sadu do Podgoricy właśnie. Ok. 20.00 całkowicie bez znaków i kierunkowskazów (dla Czarnogórców Albania nie istnieje?!) znajdujemy przejście graniczne. Odprawa miła, jak na Albanię szybka (1h) i jesteśmy w innym świecie(czy to na pewno Europa) !. Dla większości uczestników wyprawy to pierwszy raz w Albanii więc chłoną każdą dziurę w jeszczeasfalcie i pytają; czy to jest na pewno główna droga do Tirany.

Albania przywitała nas okrutną ulewą, z prognozy wynika jednak, że będzie lepiej. Dojeżdżamy do Szkodry. W GPS znajdujemy koordynaty na poznany  w zeszłym roku klasztor Franciszkanów i zaczynamy go szukać. W trakcie owych poszukiwań po kilku próbach w końcu dodzwaniam się do brata Włodzimierza z którym jesteśmy umówieni  i już wiem że nocleg będzie OK. Brat się spręża;   jest raki, wino domowe i długie rozmowy. Wszyscy bardzo szybko zasypiają , droga dała się nam we znaki. Jutro rano trzeba ruszyć dalej. Co prawda to tylko 160 km, ale w Albanii oznacza to cały dzień jazdy.

Piątek 07-09-2007

Drobne, ostatnie zakupy w Szkodrze, wymiana i ruszamy w góry. Droga z początku jest możliwa więc załoga nie dowierza Magdy i moim zapewnieniom że czasu jest mało, a musimy dojechać do Rrogam przed nocą aby znaleźć miejsce   przyszłej  bazy w starym domu Kola Yubani. Czas  ucieka szybko, a droga wolno, nawet bardzo. Odcinek z Fushe Arez do Fierze to już „niezła jazda” prawdziwa albańska drogowa przygoda. Asfalt już dawno zniknął, droga powoli też zanika. W trakcie zjazdu do Fierze wszyscy wątpimy czy na pewno tym czymś powinniśmy zjeżdżać . Jakoś poszło, teraz  jeszcze tylko 45 km. Szybkie tankowanie w Bairam Curri i wjeżdżamy w dolinę Valbony 30 km robimy jak z bicza strzelił w 2h 15 m i jest Bar Klub VALBONA . Pijemy odstresowujące piwko , już nam się nie śpieszy bo ciemno dawno i domu Kola Yubani szukać będziemy po ciemku.

ZNAJDUJEMY!!   Kol czeka, bo jest powiadomiony o naszym przybyciu przez brata Włodzimierza. Zmiany od zeszłego roku doceniamy tylko my z Magdą. Jest WC  i  piętrowe łóżka , nawet ciepła woda. Po prostu luksus za 7 euro. Szybko zasypiamy, śpi się świetnie.

Sobota 08-09-2007

Pogoda nam sprzyja. Wszyscy sprężeni. Nasze cel: północne plateau Maja e Briaset widać z każdego okna w bazie, naprawdę jest bardzo blisko, niestety bardzo wysoko. Dolina robi na wszystkich wielkie wrażenie jest iście alpejska, wielka i piękna. Narada bojowa idzie w kierunku wspólnego wyjścia w góry i podjęcia  próby znalezienia  drogi dojścia do plateau Gerllata e Briezit  polożonego w cieniu góry Maja e Briaset  .  Oglądamy  i oglądamy , żlebiki i ścianki. Koncepcji jest kilka. Na szczęście z pomocą przychodzi gospodarz i  oferuje swoje przewodnickie usługi. Nie całkiem za darmo, ale warto było dać. Po kilku godzinach byliśmy pod „naszym” pierwszym otworem na plateau. O to nam przecież chodziło. Znajdujemy miejsce na przyszły biwak oznaczamy w GPS kilka otworów i jazda w dół. Schodzimy inną drogą przy okazji dostrzegamy jeszcze kilka celów na przyszłość. Wieczorem kolacyjka i plany na przyszłość. Jest pięknie !!!

Niedziela 09-09-2007

Dzielimy się na dwie grupy Aneta, Agnieszka, Witek, Kojak i Stanley pakują się na wyjście na plateau Briaset.  Mają dzisiaj założyć obóz górny. Reszta ekipy, czyli Emerytki i Emeryci wraz z Kolem rusza do znanej mu jaskini, zlokalizowanej w południowym stoku, pięknej wapiennej turni Maja Sat. Tak naprawdę jaskinia jest tylko pretekstem, bardziej zależy nam na poznaniu drogi wejścia w drugi masyw, który, oglądany wczoraj z naszego plateau Gerllata e Briezit  pod Maja e Briaset  (zdjęcie 1) wyglądał bardzo obiecująco.  Kol opowiada, że jaskinia ta pełniła za komunistów rolę schronu gdzie ukrywano i zabijano bydło, żeby było co jeść, a komuniści się nie dowiedzieli.  Jak to w Valbonie podejścia jest ok. 800 m pionu i 11 km poziomu. Jaskinia którą zwiedzają Magda i Jurek ładna, duża ale na końcu niestety znajdują zlasowany karbid  i napis CRS 93. Szkoda. Trochę jesteśmy ofiarami braku kontaktu językowego. W dolinie wszyscy mówią po albańsku, i tylko po albańsku. Ja wykorzystuję swoją śladową znajomość włoskiego i jakoś dogaduję się z córką naszego gospodarza Blertą. Nauczyła się ona włoskiego oglądając telenowele z satelity, niesamowite. Wracając zaglądamy w odnaleziony przy podejściu otwór niestety tylko ok. 10 m meandra i żwir. Z pięknego punktu widokowego obserwujemy jeszcze jeden masyw (Maja e Darpnit) i już wiemy, że tam też kiedyś musimy dotrzeć.  Na dziś koniec.

Poniedziałek 10-09-2007

Ekipa na górze zaczyna regularne poszukiwania,  przeczesują  górne plateau , jego stronę zachodnią lokalizują kilkanaście otworów . niestety  wszystkie kończą się najdalej po kilkunastu metrach. Zeznania z góry mówią, że są w najpiękniejszym miejscu w swojej jaskiniowej karierze. W ustach Stasia to prawdziwy komplement, bo już wiele widział w życiu. W ciągu dnia grupę górną wspierają Magda i Jurek wiec jutro będziemy jeszcze silniejsi. Wieczorna łączność tchnie optymizmem biwakujących, pogoda też niezła, może, więc jutro będzie nasz dzień

Wtorek 11-09-2007

Jednak to nie jest nasz dzień. Pogoda się załamała. Od rana pada prognoza także jest niezachęcająca. I na górze i na dole wszyscy dostają odleżyn. Po południu jestem umówiony z gospodarzem na wyjaśnienie spraw nazewnictwa w dolinie. Na wszystkich mapach jakie posiadamy te same miejsca mają kompletnie różne   nazwy  bądź jest ich po prostu brak.  Poświęcamy na to        z  gospodarzem i jego córką 2 godziny ale za to mam porządek w nazewnictwie. Dodatkowo pytam o inny rejon wypatrzony wcześniej a szczególnie możliwość dotarcia tam samochodem. O ile zrozumiałem będzie to trudne ale za to gospodarz zaoferował pomoc w zorganizowaniu na miejscu samochodu terenowego ,  ważna sprawa załatwiona. Wieczorem jesteśmy zaproszeni na kolację. Ciekawy zwyczaj jedzą tylko mężczyźni ,   i  goście kobiety (żona i córka) tylko patrzą. Wszystkie podane potrawy i produkty są własne no   ale w świetle informacji ze od grudnia do marca dolina jest niedostępna a śniegu spada ok. 2 m do 3 m sprawa jest oczywista. Podobno takie czasowe odcięcie od cywilizacji nie jest dla zdrowia psychicznego złe.

Środa 12-09-2007

Od rana pogoda jak drut. Poranek zimny ok. 5 0C ale słoneczny. Niestety wczoraj urwała się łączność z górnym obozem. Ja ruszam w dolinę sprawdzić wypływ ze ściany poniżej „naszego Plateau” zobaczymy? Dotarcie do wywierzysk to prawdziwa gehenna. Las jest zniszczony lawiniskami udaje się mi dotrzeć pod ściany i zobaczyć wywierzyska są duże i wodne  ale otworów brak. Dalej ruszamy na spotkanie z górną grupą.  Na resztkach baterii łączę się   łączność z „górą” . Znamy więc ich plany i ruszamy naprzeciw na poznaną kilka dni wcześniej halę. Grupa górna podzieliła się na dwie części. Aneta Agnieszka Witek i Kojak będą schodzić drogą,  którą  poznaliśmy z Kolem i zajrzą do otworów których współrzędne wprowadziliśmy wcześniej. Magda Stasiu i Jurek dojdą trawersem do sąsiedniego kotła i tam sprawdzą wielki otwór,   który  wypatrzyliśmy wcześniej przez lornetkę. Po spotkaniu na „hali” w odstępie godziny schodzimy w dolinę. Wieczorna wymiana informacji odbywa się przy zamówionej przez kierownika pożegnalnej kolacji w towarzystwie gospodarza i jego rodziny. Magda Jurek i Stasiu wspólnie twierdzą,   że  poznany otwór (miał już oznaczenie) jest bardzo perspektywiczny udało im się tam zejść kilkadziesiąt metrów pod korek śnieżny na krawędź studni. Bardzo pozytywnie oceniają też nowy kar, w  którym zarówno skała jaki geologia bardzo się zmieniły i rokują nadzieje na przyszłość.

Czwartek 13-09-2007

Dzień powrotu do Szkodry i cywilizacji. Po porannym pakowaniu ruszamy w dół próbujemy „się wstrzelić” na prom z Fierze do Koman. Udało się. Płyniemy 3 godziny we wspaniałym kanionie zalanym wodami sztucznego jeziora. Na pokładzie oprócz nas jest dwóch mafiozów pilnujących transportu „marychy”,  którego załadunku nie zauważył( ha ha ha ) albański policjant. Taki kraj.  Teraz szybki przelot z Koman do Szkodry (drogi już nikogo nie dziwią) i wieczorem meldujemy się u ojca Włodzimierza w klasztorze.

Piątek 14-09-2007

Dzień restowy. Zaczynamy od wizyty na plaży w Welipoje, kąpiel  plażowanie. Wracamy do Szkodry. Zwiedzamy miasto pijemy pyfko i … wszystkim żal wracać. No ale…  trzeba. Jutro startujemy do domków , ale już wiemy że znowu tu wrócimy. Tegoroczne doświadczenia pozwolą nam lepiej zaplanować następną wyprawę na pewno potrzeba nam będzie kilka osób więcej,   bo  teren jest ogromny. Bardzo by był pomocny jeden lub dwa samochody terenowe ,co bardzo by przyspieszyło by poruszanie się w górach,  no i można by wtedy ruszyć w kolejny masyw korzystając z obecnej bazy

W wyprawie uczestniczyli:   Krzysztof Kuczak,   Mariusz Polok (kierownik),   Magdalena Słupińska,   Agnieszka Staszewicz,   Witold Studziński,   Aneta Węcławek,   Zbigniew Wiśniewski,   Jerzy Zygmunt